W XVI wieku pewien zakonnik napisał: „Gdy zatrzymasz się nad czymś, przestajesz dążyć do wszystkiego. Albowiem by dojść całkowicie do wszystkiego, musisz zaprzeć się siebie całkowicie we wszystkim.”
A gdy dojdziesz do posiadania wszystkiego, masz to posiadać, nie pragnąc niczego.” Co znaczą te zagadkowe słowa ? (św. Jan od Krzyża, Droga na górę Karmel ks. I rozdz. 13)
Myliłby się ten, kto by sądził, że Ty dopuścisz do ścisłego współżycia z sobą miłośników przyjemności, a nie cierpień…
(św. Terenu od Jezusa: Droga doskonałości 18, 1. 2)
To twarda mowa… Ile trzeba, aby nie była dzisiaj, w XXI wieku, tylko pustym słowem, jakąś abstrakcją, przejawem oderwania od rzeczywistości, jakimś szaleństwem. Aby te słowa dały życie. Bo one są życiem.
Tak mało trzeba i tak dużo.
Jednego mojego „TAK”.
Trudno to wszystko zrozumieć. Życie i świat ciągną nas w drugą stronę, nawet rozsądek zdaje się twierdzić coś przeciwnego. „Miłośnicy cierpień” ? Trąci masochizmem…
To jednak uproszczone i fałszywe rozumowanie. Czy Bóg chciałby od nas rzeczy niemożliwych ? Czy rzeczywistość jest absurdem ? Czy Bóg stworzył nas do cierpienia ?
Od Boga przychodzimy i do Niego idziemy, a On jest samą miłością i szczęściem. Czy dałby nam coś złego ? (Łk 11,11). Każdemu daje według jego miary tyle, ile mu trzeba. Od jednych oczekuje heroizmu i daje im swoją łaskę, aby podołali zadaniu. Od zwykłych śmiertelników oczekuje mniej, według ich możliwości. Ale zawsze oczekuje gotowości, otwarcia. Na wszystko. Jak długo będzie trzeba. Bez granic. Bo czy możemy Jemu wyznaczać miarę ?
I to jest to moje „TAK”.
Czasem nie jest łatwo to powiedzieć, tak z serca, w pełni wolnym. Niektórzy czekają na to wiele lat, niektórzy całe życie. Przypatrz się swojemu życiu. Może dowiedziałeś się o nieuleczalnej chorobie ? Może ból nie daje ci spokoju ? Może ktoś ci powiedział po 33 latach małżeństwa, że cię nigdy nie kochał i opuścił cię dla innej osoby bądź swoich mrzonek ? Może nie prawie ma już w tobie jednej zdrowej rzeczy i wciąż dowiadujesz się o nowych ? Może spotkała cię wielka niesprawiedliwość albo krzywda ? Może dręczy cię samotność ?
Jeżeli mimo to żyjesz dalej, nie szukasz swego, nie obwiniasz swego Stwórcy ani innych dokoła, pokazujesz wszystkim pogodną twarz, niedaleko już jesteś od Jana i Teresy. Choć nie jest to przecież żaden heroizm, stajesz się bliski Synowi Bożemu, niewinnie poddanemu nieludzkim katuszom. Jesteś podobny Jego Ojcu, niezmiennie kochającemu ciebie, mimo twoich kolejnych upadków każdego niemal dnia. Dla nas, zwykłych śmiertelników, nie można być bliżej Boga na tym świecie. Dziękuj Mu za to nieustannie, a wtedy powie ci któregoś dnia: „Dobrze, sługo dobry i wierny! W małej rzeczy byłeś wierny, nad wieloma cię postawię. Wejdź do radości twojego pana”.
Mów swoje „TAK” twemu Bogu każdego dnia.