Drogę człowieka poszukującego Boga można porównać do podróży przez labirynt. Jak odnaleźć tę jedną, jedyną ścieżkę, bezbłędnie prowadzącą do Niego, jak nie zaplątać się beznadziejnie w gąszczu poplątanych dróg, nieróżniących się niczym od siebie ?
„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie” Mt 16, 25
Przede wszystkim zdaj sobie sprawę z tego, że jest Ktoś, kto zna jego tajniki tego labiryntu. On był, zanim labirynt powstał, On będzie, gdy już ostatni ślad po nim zaginie. „Któż zna Jego myśli, kto był Jego doradcą ?” (Rz 11, 34).
Następnie zdaj sobie sprawę, że choć pozornie gdzieś daleko, naprawdę jest On bardzo blisko, bo w twoim sercu („Czy nie wiecie, że jesteście świątynią Ducha Świętego?”), ukryty w jego głębokościach, dostępnych tylko Jemu…
Zatem ukłoń się nisko Panu, pomyśl o Jego niepojętej wielkości i majestacie, których nic nie ogarnie. Potem zastanów się nad Jego niezmierną dobrocią i miłosierdziem, którymi otacza cię nieustannie od twojego pierwszego oddechu. Choć ciągle odrzucasz je, kwestionujesz ich istnienie, masz do Niego stale pretensje i żal, to przecież gdyby nie one, dawno byś przepadł w otchłaniach niebytu i rozpaczy. One są jak promienie słońca, które świeci czy się komuś podoba, czy nie, świeci dla dobrych i złych. Słońce świeci za darmo, jego życiodajnego światła nie można ich kupić ani sprzedać. Tak jest i z Bożą miłością do nas.
Pojednaj się z Bogiem. Wybacz innym, szczególnie osobom najbliższym, cokolwiek ci zawinili. Czasem takie przebaczenie nie jest możliwe od razu; proś Pana o pomoc, a On da ci siłę, abyś to osiągnął. Wybacz też sobie. Nie daj się zwieść Temu, który obwinia cię o wszystko, nie pozwala ci cieszyć się z tego, co dostałeś od Pana i każe ci pożądać to, czego nie masz. Wpędza cię w smutek i niepokój, pobudza do gniewu.
Znajdź miejsce, jeżeli możliwe, blisko natury. Jesteś dzieckiem wszechświata, częścią natury i niedobrze jest, jeżeli izolujesz się od niej. Dlatego jeżeli możliwe, wyjdź na spacer do ogrodu, parku czy lasu. Przyjrzyj się drzewom i roślinom zielonym. Spojrzyj z bliska na świeży, młody liść i zadziw się pięknością jego ornamentu, barwy i struktury. Po prostu patrz i ciesz się nim. W ten sposób nauczysz się kontemplować swój świat, rzeczywistość, w której żyjesz.
Jeżeli nie możesz być blisko natury, weź Pismo św. i otwórz Pieśń nad pieśniami. Powoli, nie spiesząc się czytaj wers po wersie i zachwyć się nimi. Pozwól, by one przemówiły do ciebie, przeniknęły cię i przemieniły.
Jeżeli nauczyłeś się już wyciszać swoje myśli i emocje, zrób następny krok. Znajdź miejsce ciche i ustronne. Niech twoja myśl powędruje powoli do Tego, od którego to wszystko pochodzi, co cię otacza, który cię zbawił i kocha cię ponad wszystko. Nie musisz nic mówić, myśleć ani sobie wyobrażać. Możesz wymawiać w myślach Jego imię – Bóg zbawia. Ma ono moc odpędzenia Złego, jest dla ciebie twierdzą, skałą schronienia i portem nadziei. Podaj Mu swoją rękę, pozwól się poprowadzić, jak dziecko, którym jesteś. Teraz On jest już z tobą. Reszta należy do Niego. Wróciłeś do siebie…
Stań przed Panem i powiedz: oto jestem, mów do mnie, bo sługa Twój słucha. A Duch św., który nie odmawia tym, którzy Go wzywają, sprawi że Ojciec i Syn przyjdą do ciebie i będą u ciebie przebywać (J 14,23).
Będzie to komentarz nie na temat:
Jako dziecko rodziny pełnej biologów, choć nie poszłam w ich ślady, zachwycam się tym wspaniałym dziełem Bożym, jakim jest świat. Podoba mi się ten sam zachwyt w Twoich tekstach – jest dla mnie zrozumiały, więc rzuca nieco światła na zupełnie enigmatyczne (dla mnie) frazy o wyciszaniu myśli oraz kontemplacji. Podziwianie natury nie jest wcale tak proste jak wąchanie kwiatków. To trudna umiejętność ujrzenia genialnego, Boskiego zamysłu poprzez zawiłe mechanizmy biologii; dostrzeżenia piękna w tym, co zbyt przyziemnych ludzi brzydzi. Myślę, że dlatego tak wielu uważa biologię, nauki przyrodnicze, za jakiś przedziwny dowód mający obalić chrześcijaństwo – czyli dokładnie przeciwnie niż my.
Jednocześnie muszę się z tobą trochę nie zgodzić. Jesteśmy „dziećmi wszechświata”, ale też dziećmi naszych rodziców. „Częścią natury”, ale też częścią społeczeństwa. W świecie kształtowanym przez człowieka, w miastach i wsiach, w kulturze, w niesamowitych wytworach ludzkich rąk i ludzkiego umysłu – też można podziwiać geniusz Boga. To nie są wyłącznie głupie rozpraszacze. Bóg jest wszechmocny; mógł stworzyć coś niewyobrażalnie pięknego, potężnego i niezwykłego, a stworzył… nas. To o czymś świadczy 🙂
Dziękuję za cenne uwagi, a zwłaszcza za otwartość.
Oczywiście, do końca trudno się zrozumieć, gdy nie jest się duchem czystym 😉 (do poczytania u św. Tomasza z Akwinu, jeżeli byłaby chęć). Jesteśmy TYLKO ludźmi, a dodatkowo korzystamy z pośrednictwa medium, zwanego internetem, co paradoksalnie wcale nie ułatwia porozumienia… Temat na odrębną dyskusję.
Ale spróbuję coś niecoś wyjaśnić.
Podziwianie natury samo przez się (dla jej wielkości, złożoności, logiki, itp) przypomina biologa patrzącego przez mikroskop na świat wewnętrznej budowy komórki organicznej. Ot, tu jądro, tam mitochondria, tam co innego. Wymaga nieco przygotowania teoretycznego. Ale gdzie tu miejsce na zachwyt ? I uwielbienie Twórcy tego wszystkiego ?
Podziwianie, o którym mowa w moich tekstach jest czymś krańcowo różnym. Dobrze ilustruje to rozróżnienie pomiędzy słowami „patrzeć” i obserwować”. Dotyczą one innych rzeczy. Obserwuje widz oglądający mecz piłkarski, patrzę na krajobraz przesuwający się za oknem jadącego pociągu. Kibica interesuje kto komu podał piłkę, która minuta meczu jest w tej chwili, itp. Patrząc na krajobraz abstrahuję od tego, co rośnie na którym polu i czy jest to wieś, czy miasto. Nie interesuje mnie to w ogóle. Bardziej angażuje moją uwagę prosty podziw dla harmonii i piękna widocznego w tym, co widzę. Wyłączam wszelkie myślenie. Nie nazywam tego, co widzę, nie wydaję o tym sądów i nie wyprowadzam wniosków.
Mnie nie interesują w ogóle zawiłe mechanizmy biologii, rozpraszają mnie one i powodują, że zaczynam za dużo myśleć. Wolę prostą kontemplację. Wyciszając rozpędzone emocje, studząc wybujałą wyobraźnię i zatrzymując błąkający się gdzieś tok rozumowania dyskursywnego, kieruje mnie od razu do Źródła.
Być może dlatego do kontemplacji dochodzą, jak można sprawdzić, często ludzie prości, niewykształceni.
Tu chodzi o odpowiedź za nieustające wołanie naszego Stwórcy.
Różne są drogi dotarcia do Boga. Ta dotyczy sposobu poprzez oglądanie Jego dzieła – stworzenia.
Oczywiście, i poprzez analizę zawiłych mechanizmów Wszechświata można do Niego dojść. Stało się to udziałem wielu uczonych, w przeciwieństwie do R. Dawkinsa, nie obdarzonych ślepotą. Dotyczy to np. niektórych twórców Modelu Standardowego w fizyce. Nie twierdzę, że droga kontemplacji jest prostsza, pewnie zależy to od człowieka. Dla mnie jest.
Druga kwestia to podziw dla dzieł człowieka jako droga do Boga. I tak można. Bierzemy wszyscy nadal udział w genialnym dziele stworzenia, choć pośrednio, jak mówi św. Tomasz. I ja zachwycam się dziełami człowieka, zwłaszcza muzyką, malarstwem, rzeźbą, filmem… Człowiek jest istotą społeczną i potrzebuje drugiej osoby, jej bliskości czy obecności, także poprzez jej pracę i inne dzieła. Zatem nie widzę tu niezgodności między nami.
Na marginesie, można zauważyć, że celem kontemplacji nie jest ona sama. Nie jest też, paradoksalnie jakieś abstrakcyjne dotarcie do Boga i pozostanie gdzieś tam, zawieszonym w zaświatach. Celem jej jest dotarcie do drugiego człowieka i czynienie dobrych uczynków, z miłości do niego. (miłuj bliźniego swego, jak siebie samego).
Ciekawe ?
Wszyscy znani mistycy nie poprzestawali na wizjach, ekstazach, cudach, itp, ale udzielali się, spalali i wyniszczali w służbie dla drugiego człowieka.
I taki jest jest zamysł Boży w tej kwestii.
„Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” Mt 25.
Dziękuję za odpowiedź, otwartością zawsze służę uprzejmie 😉
Oj, już prawie myślałam, że mamy ze sobą coś wspólnego… Nie no, żartuję. Zgadzamy się w kwestii dzieł człowieka; w kwestii celu kontemplacji; nade wszystko zaś w kwestii istnienia różnych dróg 😉
Pisząc o podziwianiu Boga w naturze nie miałam na myśli tego, że biolog (także fizyk, chemik itp.) dochodzi do takiego stanu podczas pracy badawczej. Ona z pewnością skupia umysł na szczegółach, odwraca uwagę od Boga. Ale piękno i harmonię świata, o której piszesz, można dostrzegać na różnych poziomach. Wystarczy odrobina wrażliwości, by podziwiać piękno małego kotka albo widoku za oknem, ale potrzeba dużej wiedzy, by podziwiać dobrą poezję. Jak dla mnie te dwa poziomy zachwytu są zupełnie nieporównywalne, to inne rzędy wielkości – choć podobno o gustach się nie dyskutuje.
Skoro uważam Boga za Stwórcę i wierzę, że nie stwarzał niczego przypadkiem, to posiadanie możliwie szerokiego pojęcia o Jego dziełach wydaje mi się logicznym i naturalnym sposobem poszukiwania Stwórcy, odpowiedzią na Jego wołanie. Biologia jest tu ważna, bo to nauka o życiu, ale nauka o ludziach jest jeszcze ważniejsza. Stwarzając nas jako ludzi, Bóg chce, abyśmy byli ludźmi; pełne człowieczeństwo to nasze powołanie, więc „nic, co ludzkie, nie jest nam obce”.
Nie widzę tej prostoty w kontemplacji. Ale to nie zarzut. Kontemplacja jest dla mnie tak nowa i obca, że nie powinnam spodziewać się olśnienia po przeczytaniu kilku Twoich tekstów. Na razie jedno sobie przyswoiłam: wymawianie imienia Boga jako modlitwy. To na pierwszy rzut oka wydaje się banalne, a jednak jest bardzo głębokie, jeśli się weźmie pod uwagę szerszy kontekst. Ale nie będę się rozpisywać, bo i tak już napisałam esej zamiast komentarza 🙂 Tak czy owak, dzięki za tę radę.
Odkryłem Pana blog kilka tygodni temu ale dopiero od kilku dni w związku z pogarszającą się aurą za oknem mam więcej czasu i mogę się wczytywać mocniej.
Ogólnie jest w co się wczytywać bo widać i czuć nie tylko abstrakcyjną teorię ale namacalne osobiste doświadczenie autora tekstu.
Dziękuję i Pozdrawiam
Andrzej