Różne bywają pokusy… Każdy doświadcza ich codziennie niezliczone ilości. Bywają pokusy silne i pokusy słabsze, dotyczące spraw materialnych i spraw duchowych. Jest pokusa łakomstwa i pokusa nieczystości, pokusa kłamstwa i pokusa chciwości… Spośród wszystkich, najbardziej niebezpieczne są jednak te pokusy, których w ogóle z początku nie zauważamy, a kiedy już dostrzeżemy podstęp Nieprzyjaciela, jest wtedy za późno. Są one groźne nawet, a może przede wszystkim, dla osób postępujących na drodze rozwoju duchowego. Osoby te nie dadzą się bowiem już nabrać na kuszenie bezpośrednie, bezczelne…
Dzień zaczął się fatalnie. Trudne przebudzenie, po kiepsko przespanej nocy brakuje sił. Jeszcze tylko przyjąć odpowiednią pozycję, aby przy wstawaniu jak najmniej obciążyć zbolały po nocy kręgosłup, jeszcze chwila bólu… Zaczynasz myśleć: znowu to samo, te same codzienne czynności, ciągle te same, tylko robione coraz wolniej; dlaczego jest tak ciemno, dlaczego znowu silniejszy ból w prawym boku, taki, że nie można się schylić… Dlaczego po schyleniu nie można się dłuższy czas wyprostować, dlaczego dzisiaj dokucza bardziej żołądek, dlaczego, dlaczego…
To przecież naturalne, że zwracam uwagę na monotonię, na nieustanny ból czy dyskomfort. Czy mam udawać, że wszystko jest wspaniale? Czy mam się może śmiać, śpiewać, być radosny jak skowronek? To przecież nic złego, że sobie trochę ponarzekam, współczuję sobie, bo przecież nikogo w pobliżu nie ma, nikogo to nie obchodzi, nikt się nie zainteresuje…
Może i nie jest to bardzo złe. Ale ty już wpadłeś w pułapkę i nawet o tym nie wiesz.
Jestem na spotkaniu. Atmosfera robi się coraz gorętsza, każdy chce zabrać głos, każdy uważa że ma coś ważnego do powiedzenia. Już chyba nikt dokładnie nie słucha innych, każdy czeka tylko na moment gdy mówiąca osoba przerwie na chwilę, aby nabrać powietrza… Ja też mam ważne rzeczy do powiedzenia, znam przecież doskonale temat, a do tego tak bardzo zależy mi na tym, aby czynić dobro. Przecież to, o czym mam mówić, jest dobre, szlachetne, no i przecież mam rację!
Ja, ja, ja. Pierwszy i najważniejszy. A wszystko, co się mi sprzeciwia, jest niewygodne, uwiera czy boli, jest wrogiem.
***
Zły zna nas tak dobrze, że niektórzy uważają, że jest jakby częścią naszej natury. Obserwuje każdą sytuację, każde nasze zachowanie i bezbłędnie wykorzystuje najmniejszą chwilę słabości, a w szczególności nasz egoizm i wygodnictwo. Każdy ma jakieś słabsze miejsca. Dla większości z nas słabe miejsce to emocje. Nawet nie zauważamy, jak niegroźna z początku emocja – czy to niechęć czy przeciwnie, po chwili już buzuje, a w następnym momencie nie możemy już sobie z nią poradzić. To kolejny raz Zły wyprowadził nas w pole. Chwila utraty czujności drogo kosztowała.
Dla tych, którzy wielkie emocje mają już za sobą (albo myślą, że mają za sobą 🙂 furtką dla pokus jest czas choroby, starość czy zmęczenie. Kiedy Pan doświadcza nieustannym cierpieniem fizycznym czy psychicznym, kiedy brakuje już cierpliwości, kiedy zwyczajnie już nie ma sił, wtedy łatwo popaść w stan swego rodzaju otępienia. W tym stanie najbardziej niebezpieczne jest zapomnieć o Panu. Niepostrzeżenie człowiek pogrąża się coraz bardziej w czarnych myślach, a jego stan staje się wtedy jeszcze gorszy. Jedynym ratunkiem jest w takiej sytuacji myśl: Bóg zbawia! Jeszua – Jezus! On jest! On czeka na mnie u kresu mojej drogi! To nieprawda, że moje cierpienie nie ma końca. Na końcu czeka na mnie nagroda – Bóg żywy, moje szczęście, moja jedyna nadzieja.
Jedyna rzecz, której jestem pewien na tym świecie, to jest to, że On jest i na mnie czeka. Niestraszna mi żadna pokusa, gdy Ty jesteś ze mną…