Nawet jeżeli ktoś zauważy potrzebę czujności, trudno jest ją zachować, jeżeli podchodzi się do sprawy „bo tak trzeba” albo z lękiem, że coś było/jest/będzie nie tak. Oba podejścia są pozbawione jednego: skierowania na relację z Bogiem.
Wymóg czujności jest bezpośrednim efektem oddzielenia człowieka od Boga (tzn. grzechu pierworodnego). Człowiek zyskał wolność i zdolność do rozróżniania dobrego od złego, ale został na tym świecie sam. Nie może on przechadzać się z Bogiem po rajskich ścieżkach, nie słyszy wprost Jego głosu, wołającego go po imieniu. Bóg jest „poza”. Wolność jest prawem do wyboru, prawem które jest jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem (por. Pwt 30, 19). Wszystkie decyzje, w ogóle wszystkie działania człowiek MUSI wykonać sam. Chodzimy stale jakby po omacku…
Nawet najlepszy trening w czujności, nawet odbycie wielu szkoleń w rozeznawaniu duchów i tym podobnych – nic nie zapewni, że atak Złego zawsze odeprzemy. Atak ten przychodzi bowiem zawsze z najmniej spodziewanej strony. Z kolei ciągłe skupienie się zachowaniu uwagi nie jest możliwe, tak jak niemożliwe jest zachowanie przez cały czas tzw. szczególnej uwagi na drodze podczas jazdy.
Dzień jest do dnia niepodobny, a każdy przynosi niespodzianki i problemy.
Wczoraj podjąłeś zobowiązanie, a dzisiaj nawet już nie pamiętasz, do czego się zobowiązywałeś?
Wczoraj wydawało ci się, że już wiesz, że dasz sobie radę, a dzisiaj padasz po pierwszym uderzeniu?
Nigdy nie należy jednak tracić nadziei. Potrzeba za to wytrwałości:
Po pierwsze, prowadzić życie blisko Boga, na ile możliwe stale myśleć o Nim i dbać o dobrą relację z Nim. Dbać o modlitwę, czyli rozmawiać z Nim. Jest to część życia ukryta, kontemplacyjna.
Po drugie, zbudować w sobie umiejętność radzenia sobie w świecie. Nie ma tu jednej recepty, każdy musi do tego jakoś dojść po swojemu.
Warto poznać samego siebie, szczególnie zaś poznać zwoje największe słabości; wybrać jedną najważniejszą i na niej się skupić. To samo dotyczy zdarzeń dnia codziennego i różnych pokus, które nas nachodzą.
Ale i tak bez dobrej relacji ze Stwórcą, wszystko to są tylko słowa, słowa, słowa…
W tej relacji, jak w innych relacjach, są dwie strony. I obie muszą być żywe, aktywne. Ale też tak, jak w innych relacjach, najbardziej potrzebne jest zupełne, całkowite i bezwarunkowe oddanie.
Wówczas można odczuć, że czym większy ból, strach, opuszczenie, strata czy jakaś wielka, nieukojona potrzeba, tym większa jest obecność Boga. Bez Niego, bez Jego łaski, nie przeżylibyśmy tego wszystkiego!
Bo właśnie wtedy, jak w anonimowym wierszu, On niesie nas na swoich ramionach…