Ze wszystkich władz umysłowych najpiękniejszych wrażeń, ale i najwięcej problemów dostarcza wyobraźnia. To ona jest odpowiedzialna za nasze marzenia, chroni przed konsekwencjami błędów, pozwala przewidzieć przykre zdarzenia, artystom dostarcza tematów. Ale ona też powoduje też, że martwimy się niepotrzebnie tym, co dopiero przyjdzie i wracamy, też niepotrzebnie, do zdarzeń, które dawno przeminęły. Jest to potężne narzędzie, w które wyposażył nas Ojciec i które pozwala w pewnym stopniu imitować Jego twórcze działanie.
Psalm mówi: pomyślał i stało się. I u nas – pomyślałem, wyobraziłem sobie coś i już jakaś wykreowana rzeczywistość stoi przede mną jak żywa. Właśnie: jak żywa. Jakże często są to urojenia, błędne podejrzenia, fałszywe sądy, przesadzone oceny i inne tego rodzaju twory, powodujące błyskawicznie powstawanie emocji, czasem palących jak płomień, czasem bardziej podstępnych, czasem powodujących euforię, a czasem lęk, ale zawsze trudnych do opanowania, jeżeli nie ma natychmiastowej reakcji.
Jeżeli ktoś naprawdę pragnie zjednoczenia z Bogiem, jego wyobraźnia może być największym hamulcem. Umysł zajęty kontemplacją jakiegoś wyobrażenia nie ma już możliwości rozmowy z Bogiem. Takimi nas już bowiem stworzono, że w jednym momencie możemy zajmować się umysłowo tylko jednym tematem
Najważniejszym warunkiem modlitwy – słuchania Boga – jest całkowite i bezwarunkowe otwarcie. Aby usłyszeć Go, muszę być jednym wielkim TAK w odpowiedzi na Jego ciche wołanie. A jak można być TAK, jeżeli umysł nieustannie krąży wokół spraw codziennych, przyziemnych albo może i bardziej wzniosłych, ale zawsze materialnych. Nawet nadmiar słów czy innych bodźców angażujących zmysły skutecznie blokuje dostęp Tego, który przychodzi w szmerze łagodnego powiewu.
Dlatego aby spotkać się z Nim sam na sam musisz wejść do swojej izdebki i zamknąć drzwi, czyli wejść w głąb swojego serca i nie pozwolić, aby świat tam miał dostęp.
Może to być trudne. Rozproszenia, w których pojawianiu wyobraźnia ma bardzo duży wpływ, mogą uniemożliwić wyciszenie się, bądź spowodować, że modlitwa stanie się bezładną szarpaniną.
Jedyną naprawdę skuteczną bronią jest tu wiara.
Może to wyglądać na przykład tak: gdy przychodzi rozproszenie i wyobraźnia zaczyna swoje harce, nie trzeba robić nic, tylko kontynuować według swojej metody – wsłuchać się w miarowe bicie serca, skupić się na oddechu, itp.
Jeżeli robisz to i nie poddajesz się, dajesz świadectwo swojej wiary, że On przyjdzie. Ale nie rób tego z wyraźną intencją. Każda myśl oddala od Niego. Liczy się tylko czysta miłość, a ona nie zna słów, bo jest mową innego rodzaju, z innego świata.
On przyjdzie, na pewno. Może po dziesiątym oddechu, może po setnym.
Nie spiesz się, mówi Pan, zaczekaj na Mnie. Cierpliwości. Ja przyjdę. Tylko wierz.