Dopóki nie decydujesz o tym, czy wybrać dobro czy zło, każda decyzja jest dobra, powiedział mi wczoraj pewien zakonnik. Dziwnym trafem (a może nie dziwnym?) zgodziło mi się to z ostatnimi wypadkami. Zmęczony przedłużającym się czasem wielkiej niepewności i niepokoju w związku z koniecznością podjęcia decyzji mającej wpływ na resztę mojego życia, pomyślałem sobie: przecież nie to jest naprawdę ważne, co ja wybiorę. To wszystko kiedyś przeminie, a zostanę tylko ja i moje życie i to o mnie w rzeczywistości chodzi, a nie o to czy będzie tak czy tak…
Decyzje są wpisane w ludzkie życie. Jest to cena (albo przywilej) wolności. Każdy chce decydować o swoim losie. Młodzi chcą samodzielnie decydować o wyborze drogi życiowej, pracownicy o wyborze pracy, a pracodawcy o wyborze pracowników. Codziennie czekają na nas jakieś decyzje.
Jednak nie wszystkie są jednakowo ważne. „Kładę przed tobą ogień i wodę, dobro i zło, a do ciebie należy decyzja, co wybierzesz” czytamy w Piśmie św. Jest to wybór pomiędzy Bogiem a szatanem, pomiędzy przylgnięciem do Niego, a buntem grzechu. To są naprawdę ważne decyzje, których skutkiem może być zbawienie bądź potępienie. Jednak jakże często decyzja o wyborze buntu podejmowana jest bez przemyślenia, pod wpływem chwili czy emocji…
W odróżnieniu od tego, w decyzje może nawet ważne życiowo, ale moralnie obojętne, często wkładamy niewspółmiernie wiele wysiłku i zaangażowania, skupiając się na detalach, szukając najlepszego możliwego wariantu. Właśnie – czy najlepszego? Albo inaczej, dla kogo najlepszego? Czy nie dla zadowolenia mojego ego? Czy nie dla świętego spokoju? Prawie zawsze jednak dla mojej wygody…
A wtedy sprawa staje się już moralnie nieobojętna i to z kilku powodów. Odwodzi nas od bycia przy Bogu, jest dowodem na to, że nie ufamy Mu, a nadmierne angażowanie umysłu powoduje osłabienie ducha i ciała. Dzieje się tak też na przykład, gdy zanadto zamartwiamy się sprawami, na które nie mamy wpływu i wtedy najlepszą decyzją jest po prostu zostawić sprawy takimi, jakie są.
Ale nie zawsze tak można. Decyzję trzeba podjąć i nie da się tego odwlec ani pozbyć. Wtedy po zbadaniu, na ile decyzja ma skutek w wyborze dobra czy zła, po wyborze dobra trzeba zaufać Bogu i Jemu pozostawić skutki MOJEJ decyzji.
Bowiem zawsze jest to MOJA decyzja, nie Boga, choć nie zawsze będzie zgodna z Jego wolą…
A moja decyzja, to taka która jest podjęta z udziałem rozumu, po rozważeniu tych racji i okoliczności, które na tą chwilę znamy, jednak bez przesadnej troski i zamartwiania się.
Wtedy może przyjdzie to światło, na które czekamy? Ten impuls, który skieruje nas na dobre tory i da spokój sumienia – radość ze wypełnienia Jego woli…