Bóg wyposażył człowieka w pewne podstawowe narzędzia umysłowe, przydatne w życiu codziennym: rozum, pamięć, wyobraźnię. Nie dał mu jednak całkowitej pewności co do tego, jak z nich korzystać, szanując jego wolną wolę. Człowiek jest wolny, nie ma być jedynie zwierzęciem, idącym za popędami czy instynktem ani też bezdusznym automatem, wykonującym ustaloną procedurę. Tak już będzie do końca świata, pomimo starań wszystkich specjalistów od AI czy hybryd typu zwierzę-człowiek albo komputer-człowiek. Na zawsze też niewiadome pozostanie dla niego to, na ile dobre, racjonalne czy moralne wybory podejmuje – okazuje się to dopiero zawsze po fakcie. Jednak Bóg nie zostawił człowieka zupełnie samego. Powiedział: oto dziś kładę przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście (Pwt 30, 15-20). I dał mu swoje przykazania, Pismo i Tradycje.
Wydawałoby się, że to wszystko powinno wystarczyć. Jednak historia dostarcza aż nadto przypadków złego posługiwania się naturalnymi możliwościami działania człowieka, co odnosi się tak do niego samego, jak i do innych ludzi oraz świata. Dlatego też dał mu też jeszcze coś więcej: możliwość nabywania mądrości (życiowej).
Mądrość nabywa się całe życie. Nie jest też ona dana raz na zawsze. Można ją stracić, na przykład poprzez bunt przeciwko Bogu, połączony z niemoralnym postępowaniem.
Trudno jest jednoznacznie określić, czym jest mądrość. Jeszcze trudniej jest streścić to w ramach krótkiego wpisu. Na ten temat dużo można znaleźć w księgach mądrościowych Starego Testamentu. Ja w tym miejscu odwołam się tradycyjnie do swoich przemyśleń.
Nie jest trudno znaleźć związek pomiędzy mądrością życiową a doświadczeniem. Jeżeli z różnych zdarzeń wyciągamy wnioski, uczy nas to postępować prawidłowo w przyszłości, jak w przysłowiu o Polaku i szkodzie.
Trudniej jest zastosować to do wyrzeczeń. Można jednak, przy pewnym wysiłku, zauważyć jak wiele daje obywanie się Niewielkim, w porównaniu do korzystania z Wielości: dóbr, wrażeń, itp. Na początku, rezygnacja z czegoś zawsze jest bolesna, nawet jeżeli jest świadoma i dobrowolna. Daje jednak dużo więcej, niż początkowe używanie tej rzeczy. Zrozumienie tego jest początkiem mądrości.
Po zrezygnowaniu z jakiegoś dobra, jakiekolwiek by ono nie było, pozostaje poczucie straty, pustki, a nawet goryczy. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji ciężkiej choroby, utraty bliskiej osoby bądź innej dużej, a nieoczekiwanej straty. Mamy więc smak gorzki. Zapytasz jednak, gdzie tu mądrość? I gdzie smak słodki?
Strata jest czymś normalnym na tym świecie. Codziennie coś tracimy, choćby cenny czas 🙂 Wydaje się, że każda strata ma nas przygotować do ostatecznego przejścia do innej rzeczywistości, do której nic ze sobą zabrać stąd nie możemy. W tym sensie przypomina ona o przemijalności tego świata, uczy pokory i dystansu. Daje też hart, niezbędny do pokonywania przeszkód, których nie braknie na drodze.
To jednak nie jest wszystko. Wyrzeczenia, odrywając nas od spraw doczesnych, jednocześnie zbliżają do Boga. W ten sposób, poprzez bolesne oczyszczenie, osiągamy w jakiś sposób stan bliskości czy zażyłości z Bogiem, na ile to jest możliwe ma tym świecie.
Bycie w obecności Boga daje zrozumienie wielu spraw, a nawet można powiedzieć, zrozumienie wszystkiego, jako że nie można Go w niczym ograniczać, gdy On na to pozwoli. To zrozumienie przynosi ulgę i spokój, tak potrzebne w naszej niespokojnej egzystencji. Jest słodyczą dla serca, tym co nie da się zastąpić niczym.
Przez wyrzeczenie się dochodzimy zatem do Mądrości. I nieważne, że poranieni, słabi, chorzy. Duch, jako nieśmiertelna część nas, nie podlega zużyciu czy słabości. Lgnie on do swego, do nieprzemijającej rzeczywistości duchowej, do której należy i do której zmierza.
Obyśmy tam wszyscy spotkali się kiedyś.
O szybkie odnalezienie zaginionego Roberta Wójtowicza przez wstawiennictwo św. Ambrożego.