Z jednej strony słyszymy, że nie można tłumić w sobie uczuć, a gniew jest uczuciem, emocją. Tłumione uczucia powracają, żyją gdzieś w podświadomości swoim życiem i powodują różne schorzenia, także cielesne. Czyli należałoby dać mu
upust, choć pewnie nikt zaryzykowałby twierdzenia, że dać upust bez żadnych ograniczeń.
Z drugiej strony każdy doświadczył tego, ile zła można wyrządzić w gniewie i czujemy w sobie instynktownie obawę przed jego skutkami. A co mówi na ten temat Pismo św. i tradycja ? W Starym Testamencie dużo jest miejsc, w którym czytamy o gniewie Bożym, przeważnie w kontekście potępienia narodu izraelskiego za jego liczne odstępstwa od wiary ojców. W Nowym Testamencie Bóg jest już Bogiem miłosiernym i Jego gniew pojawia się tylko dwa razy, raz przy wypędzeniu kupców ze Świątyni i drugi raz, gdy spojrzał z gniewem na faryzeuszy, którzy skrytykowali Go za to, że uzdrawiał w szabat.
Ojcowie Kościoła są bardzo radykalni. Gniew umieścili jako jeden z grzechów głównych i uważali go za jedną z najważniejszych przeszkód w drodze do zbawienia. Stan spokoju, wyciszenia, „odporności” na targające nami uczucia uważali za warunek konieczny rozwoju duchowego. Choć i oni nie stronili od mocnych słów, gdy mowa była o naruszaniu czci Bożej.
To daje do myślenia. Można powiedzieć, że są dwa rodzaje gniewu: jeden, gdy sprawa dotyczy odrzucenia przez człowieka miłości Boga niego i drugi, gdy sprawa dotyczy prawdziwego bądź urojonego zranienia naszej miłości własnej, gdy nie dajemy sobie rady z różnymi problemami, naszym życiem, innymi ludźmi i tym podobne.
O ile zapewne każdy czuje, kiedy jest ten moment, gdy „gorliwość o dom Twój pożera mnie” (Ps. 69,10) i czujemy jak przepełnia nas Boży gniew, np. gdy trzeba sprzeciwić się złu godzącemu wprost w cześć Boga, o tyle w drugim przypadku sprawa jest bardziej skomplikowana. Myślę, że każdy powinien sam wypracować sobie sposób radzenia sobie z takim gniewem. Jedni, używając znanego sformułowania, „oddają to Jezusowi”. Inni po prostu modlą się o to, aby Bóg dał im łaskę zaakceptowania, przyjęcia czegoś, co ich zraniło. Ja zauważyłem, że znakomitym środkiem przeciw gniewowi jest, gdy mogę wtedy właśnie, w takiej trudnej chwili, zrobić coś dobrego dla innego człowieka, np. być dla kogoś miłym, pocieszyć, pomóc. Złość odchodzi w oka mgnieniu. I nie wraca. Co ciekawe, to działa również w przypadku innych negatywnych uczuć. A działanie, które ma pomóc, do którego nie jesteśmy przekonani, którego nie rozumiemy, może tylko stłumić uczucie, ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami.
Chyba chodzi tu o coś takiego, co bł. Jerzy Popiełuszko ujął znanymi słowami: „zło dobrem zwyciężaj”. A więc nie tłum nic w sobie, nie „gaś ducha”, walcz. Ale nie walcz sam – niech Bóg walczy za ciebie (Wj 14,25) !