Kiedy Jezus przechadza się dzisiaj wśród nas, nadal spotyka wielu ludzi ślepych. Nie mam na myśli ludzi niewidomych. Myślę o ślepocie innego rodzaju, o ślepocie duszy.
Za oczy duszy można uważać wiarę, poprzez którą widzimy rzeczy niewidzialne, rzeczy przeznaczone nam od stworzenia świata (Hbr 11,1). W takim razie ślepota duszy jest spowodowana przez wszystko, co osłabia bądź zabija wiarę. Wtedy nie widzimy Boga i wydaje się nam, że Go przy nas nie ma, bądź że Go w ogóle nie ma.
Znamienne jest pytanie Jezusa skierowane do uzdrowionego: Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego ? Nie „Jak się czujesz ?”, ani „Czy dobrze widzisz ?”, tylko „Czy ty wierzysz ?”
Słowa te są skierowane nie tylko do uzdrowionego, są one adresowane również do nas wszystkich: „Czy ty wierzysz w Boga ?” On cię odkupił przez swoją Mękę, przez chrzest powołał do życia wiecznego, nieraz już w życiu uzdrowił, choć może już nie pamiętasz, nie zdajesz sobie z tego sprawy… Teraz on pyta, czy już przejrzałeś, czy nie cierpisz nadal na ślepotę ? Czy wierzysz ?
Różne rzeczy mogą człowieka oślepiać czy zaślepiać.
Może cię zaślepia pożądliwość rzeczy doczesnych, może nie możesz opanować łakomstwa, jesteś zachłanny, niecierpliwy, skąpy ? Może nie możesz opanować popędu seksualnego, łatwo ulegasz myślom nieczystym, nie ma dla ciebie żadnych barier ? Traktujesz innych przedmiotowo, jako okazję do marnego pocieszenia, aby na chwilę zapomnieć… A może gubi cię twoja popędliwość, zaślepia cię gniew, nieprzebaczenie, zazdrość, nie potrafisz opanować gwałtownych reakcji, raniąc innych ? Może nie jesteś z niczego zadowolony, wieczny malkontent, „wszystko na nie”, zrzęda, stale smutny, skwaszony i naburmuszony ? Czy nie widzisz, jak wiele dobra cię spotkało i ciągle spotyka ? Może ciągle wracasz do swoich porażek, upadków, strat, zranień, niespełnionych oczekiwań, rozpamiętując i rozdrapując je na nowo ?
W końcu nie widzisz sensu, zapadasz się w sobie bardziej i bardziej i myślisz tylko o tym, aby gdzieś wyjechać, uciec, zostawić to wszystko… Coś cię gna naprzód, jakiś niepokój, lęk, obawa… Nie potrafisz nic doprowadzić do końca, jesteś oschły, brak ci wiary w siebie, nie masz żadnej nadziei, czasem przepełnia cię ciemna nienawiść, czasem sutek i rezygnacja, a czasem rozpacz, jesteś wypalony…
A może dręczy cię potrzeba wyróżnienia się, popisu, zdobycia poklasku ? Przecież jesteś lepszy, bardziej wartościowy, masz więcej zasług… Dlaczego inni tego nie widzą, niech wreszcie docenią cię…
Uważasz, że wszystko, co zdobyłeś, zawdzięczasz sobie ? Jesteś samowystarczalny… Masz swoją dumę, obędziesz się bez niczyjej pomocy, niepotrzebna ci niczyja łaska… A już najmniej łaska tego z góry, któremu nic nie zawdzięczasz, bo przecież jesteś rozumnym człowiekiem, nie wierzysz w żadne przesądy…
Czy trzeba mnożyć dalsze przykłady ?
Zaślepiają nas twory wyobraźni, złe uczucia i myśli. Zaślepiają, bo odciągają od Boga, od dobrych porywów serca. Zapominasz przez to o umiarkowaniu, rozwadze, stałości, cierpliwości, łagodności… Wpadasz w ciemności, bo gdzie nie ma Boga, nie ma światła. Jesteś ślepy.
Ale Pan cię nigdy nie opuścił, nawet w najgłębszych pokładach rozpaczy, w najgłębszym upadku. Stale wyciąga uzdrawiającą rękę. Widzisz Go teraz, nawet pomimo ciemności:
„W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” J 1, 4.
Często mam przed oczami taki obraz: płynę łodzią w kompletnych ciemnościach, tylko gdzieś daleko widzę światełko, raz większe, raz mniejsze, ale zawsze przede mną. Przyciąga ono i daje poczucie spokoju i pewności. Myślę, że to jest On, że kiedyś do Niego dopłynę.
Obyśmy zawsze Go potrafili dostrzec w swoim życiu !
zdjęcie: freyhouse.blox.p