Świadectwo

Camino coraz bliżej, ale nie dla mnie. Natura jest nieubłagana i pozostaje liczyć na cud. Ale Pan Bóg zwykle nie spieszy się z cudami, a już na pewno nie stanie się cud tylko dlatego, że czegoś potrzebuję…

Nagromadzenie problemów zdrowotnych jest niesamowite. Teraz, gdy poznałem lepiej stan swojego zdrowia, widzę że ukończenie wędrówki w ubiegłym roku, nawet niepełnej, trzeba widzieć właśnie prawie w kategoriach zjawisk nadprzyrodzonych. A w tym roku nie jest lepiej, tylko gorzej. Zacząłem więc sobie zadawać pytanie, po co ja właściwie mam iść? Czy naprawdę nie mógłbym jakoś spędzić czasu pożyteczniej dla siebie i innych? Może to moja pycha mną kieruje?

Do głowy przychodzą takie odpowiedzi:

  • bo chcę udowodnić sobie i całemu światu (a przynajmniej tym, którzy o tym się dowiedzą), że mogę dojść
  • bo chcę znowu doznać nadzwyczajnych wrażeń i przeżyć, w tym niezapomnianych spotkań ze współpielgrzymami
  • bo chcę wrócić na szlak, który przyciąga mnie z ogromną siłą
  • bo lubię piesze wędrówki
  • bo jestem już zmęczony i znużony codziennością i muszę zmienić otoczenie
  • nie wiem dlaczego

i tak dalej.

Ale myślę, że nie są to dobre odpowiedzi. Świadczą one jedynie o bardzo egoistycznym podejściu, o myśleniu o sobie. To przy tym bardzo słaba motywacja. Nie wiem, czy z taki podejściem dam radę pokonać trudności, które zdają się nie mieć końca. I pomyślałem sobie, że aby odpowiedzieć na pytanie po co idę, muszę powrócić do samej wędrówki i do tego, co się działo potem.

Dziękuję Bogu, że dał mi możliwość podzielenia się z innymi tym, co widziałem. Myślę, że dając samemu swoje świadectwo przez minione miesiące spłaciłem nieco dług, jaki zaciągnąłem u Pana, który pozwolił mi dojść do końca. Zobaczyłem rzeczy niezwykłe, wielkie dzieła Boże. Nie schowałem ich „pod korcem”, starałem się podzielić z innymi, najlepiej jak umiałem.

Wydaje mi się wreszcie, że tym co uczyniło autentycznymi te notatki, było cierpienie. Nie był to dziennik podróży czy kronika wycieczki. To przedzieranie się przez ból i gorączkę, przez zmęczenie i niepewność sprawiło, że moje świadectwo ma jakąkolwiek wartość.

Gdy teraz przypominam sobie, co myślałem zaraz po zakończeniu wędrówki w ubiegłym roku, to na pewno nie było to jakieś cierpiętnicze wzdychanie do kolejnej porcji bólu. Myślałem raczej o tym, aby się lepiej przygotować, nie popełnić znowu tych samych błędów.

Tym, co opanowało wtedy moje myśli i uczucia, była świadomość że widziałem Boga. I że tak bardzo chciałbym Go zobaczyć jeszcze raz tu, na tym świecie. Temu nie można się oprzeć.

Dochodzi też myśl, że wszystko do tej pory robiłem źle. Na początku założyłem sobie, że będę notować obrazy i  myśli, które zaczęły się szybko pojawiać na szlaku. Nie robiłem tego, choć zauważyłem że niektórzy ludzie zapisywali wieczorami swoje przemyślenia. W ten sposób straciłem wiele.

Moje kontakty z innymi były dalekie od doskonałości. Nie wiem, czy zawsze byłem dobrym przykładem dla innych. Parę osób straciłem i czuję z powodu tego ogromny żal. Camino uczy!

Nawet dając swoje świadectwo przez ostatni rok, nie zrobiłem tego tak dobrze, jak chciałem.

Wracając do tu i teraz, chciałbym też wreszcie wyrwać się z zaklętego kręgu depresji, niemożności, braku chęci, czarnowidztwa, bezradności, apatii i braku nadziei, w którym tkwię od lata, z krótkimi przerwami.

Cierpienie dla cierpienia jest absurdem. Gdy siedzę tak po uszy w swoich chorobach i swojej depresji, cóż wielkiego robię? Kto o tym wie? Kogo to interesuje ? Wielu cierpi, może bardziej. Cierpienie jest zawsze anonimowe, cierpisz i umierasz sam. Ale moje świadectwo może uzdrowić innych.

Sensem każdego cierpienia jest tylko miłość, prawdziwa miłość, skierowana do innych, nie do siebie. Tylko ona może sprawić, że cierpienie mnie udoskonali, zamiast ściągnąć wyrok wiecznego potępienia. Miłość jest jedyną rzeczą, którą czym więcej się daje, tym więcej się jej ma. Więc ważna jest miłość, wyrażona przez świadectwo. Samo cierpienie nie jest ważne, jest tylko złem.

Świat potrzebuje prawdy. Nawet ci, którzy mówią „cóż to jest prawda?” albo „wszystko jest względne, nie ma prawdy, jest tylko zdanie większości”. Świat potrzebuje więc świadectw, ale prawdziwych świadectw.  Cóż warte jest nieprawdziwe świadectwo? Jakoś tak jest, że każde kłamstwo prędzej czy później  wyjdzie na jaw. Dobrze wie o tym Mistrz kłamstwa, który jednak niezmordowanie sieje zamęt i dobrze sobie radzi.

Wpatrzeni w Zmartwychwstałego przeciwstawmy się mu, dając nasze dobre i prawdziwe świadectwa, każdy według swojej miary.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Przeglądając stronę zgadzasz się na użycie plików cookies Możesz w każdej chwili dokonać zmiany ustawień dla plików cookies.

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Zamknij