Bóg żyje

Wczoraj, gdy modliłem się i prosiłem Pana o to, aby wyjaśnił mi czym jest miłość,  dał mi taki  znak.  Nastepnego dnia, pierwszy tekst czytań,  jaki zobaczylem był:

Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak otchłań; żar jej to żar ognia, płomień Pana. Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki. Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko.

Największa radość

Niech człowiek trwa w wolności od obrazów i przy­wiązań, bo w tym jest największa radość. H. Suzo.

Te słowa czternastowiecznego mnicha i kaznodziei mogą dzisiaj budzić u większości co najwyżej wzruszenie ramion, jeżeli nie bardziej emocjonalną, negatywną reakcję.

Dzisiejszy człowiek do tego stopnia trwa w niewoli „obrazów”, że przeniesiony nagle do świata ciszy i braku innych fizycznych bodźców nie przetrwałby tam długo. Jego zmysły potrzebują nieustannie czegoś nowego. Jego myśli błądzą bez chwili przerwy, przeskakując od zdarzeń dawno przeszłych do tych, które może nigdy nie zaistnieją, ale już teraz absorbują jego całą uwagę i wolę. To wszystko są owe obrazy i przywiązania Suzona.

Modlitwa 2020

W tych mrocznych dniach, gdy jesteśmy poddani dotkliwym, bezsensownym i niezasłużonym represjom, gdy zalewa nas morze kłamstwa, wznoszę ręce do Ciebie Boże i proszę, abyś przyjął moją modlitwę.
Nie chcę się skarżyć i narzekać. W tym, co się dzieje, jest Twój zamysł, który pokornie przyjmuję. Wszystkie moje cierpienia i żale, mój gniew i smutek, zanoszę przed Twój tron i składam Ci u stóp. Ty jesteś bowiem Panem nieba i ziemi, do Ciebie one należą i czynisz to, co dobre i sprawiedliwe.

Pandemonium i co dalej.

Nie ulega wątpliwości już dla piszącego te słowa, że to nie jest żadna pandemia, to prawdziwe pandemonium (Wg Słownika języka polskiego – królestwo szatana i demonów). Znamiennym potwierdzeniem tych słów jest dyskryminacja Kościoła przy stosowaniu, a obecnie też, luzowaniu restrykcji. Poniżej postaram się uzasadnić tę opinię. 

W przybliżeniu można opisać aktualną sytuację w Polsce i na świecie jako wzrastające panowanie pięciu sił, które dla osoby wierzącej ewidentnie kierowane są obecnie przez Księcia Ciemności: 1. Chiny 2. Media 3. Koncerny farmaceutyczne 4. Cyniczni politycy 5. Sektor High-tech.  Przy czym od razu się zastrzegam, nie jestem zwolennikiem żadnych teorii spiskowych – nie wierzę w żaden spisek czy pakt, podpisany gdziekolwiek z kimkolwiek. Nie chcę też tłumaczyć, dlaczego wirus jest niczym więcej, niż kolejną iluzją. Coraz więcej jest dobrych tekstów na ten temat. Nie ma więc żadnego spisku, jest po prostu gra, w której uczestniczy tych pięciu, a może więcej niezależnych uczestników. Jedno jest ważne, że żaden z graczy nie jest zainteresowany przerwaniem tej złowrogiej gry.

Wszyscy oni są w jakiś sposób beneficjentami ogromnego zamieszania, które zapanowało na świecie w 2020 roku.

  1. Chiny 

To od nich wszystko się zaczęło. Po jakimś czasie zaczęło do mnie docierać, że to, co się tam działo, a szczególnie dalszy ciąg w postaci wydarzeń we Włoszech, jest bardzo podobne do strategii sformułowanych 2500 lat temu przez wybitnego wodza epoki Walczących Królestw – Sun Tze. W skrócie, uważał on że wojna zbrojna jest ostatecznością, ponieważ jest kosztowna i ryzykowna, a ten sam cel można osiągnąć szybciej i taniej za pomocą zwykłej dywersji na tyłach przeciwnika. W tym celu zalecał m. in. (tzw. 13  złotych zasad): 1. Dyskredytujcie wszystko, co dobre w kraju  przeciwnika. 2. Wciągajcie przedstawicieli warstw rządzących przeciwnika w przestępcze przedsięwzięcia. 3. Podrywajcie ich dobre imię. I w odpowiednim momencie rzućcie ich na pastwę pogardy rodaków. 4. Korzystajcie ze współpracy istot najpodlejszych i najbardziej odrażających. 5. Dezorganizujcie wszelkimi sposobami działalność rządu przeciwnika. 6. Zasiewajcie waśnie i niezgodę między obywatelami wrogiego kraju… I tak dalej.

Chiny po prostu twórczo rozwinęły myśl wielkiego wodza. Do jego listy dołączyły pozycję czternastą: Stosujcie wojnę biologiczną. Wszystko, co się działo w Wuhan – zdjęcia z umierającymi ludźmi, blokada miasta, szpitale polowe na tysiące pacjentów, itp. miały zasiać panikę na Zachodzie.  Wykorzystano w sumie mało groźnego, sezonowego wirusa. Współpracująca ściśle z Chinami organizacja WHO nie reagowała, pozwalając aby wirus przedostał się do Włoch i tam zaczął zbierać swoje żniwo. Włochy były starannie wybrane. Kraj ten od zawsze prowadził bardzo ożywione kontakty z Chinami, szczególnie zaś w ostatnim czasie. Region Lombardii to najbardziej rozwinięty obszar we Włoszech, o dużej gęstości zaludnienia i wysokim poziomie skażenia środowiska. Włosi lubią bliskie kontakty międzyludzkie – obejmowanie się, przytulanie, całowanie, itp. Przy tym są mało zdyscyplinowani społecznie. To wszystko umożliwiło błyskawiczny wzrost liczby zachorowań. We wrzawie, która wybuchła i natłoku informacji, utonęła gdzieś informacja, że umierają prawie wyłącznie starzy i chorzy przewlekle ludzie. Ponieważ mam w Bergamo przyjaciół, więc podaję informację z pierwszej ręki. Później wszystko potoczyło się jak lawina.  read more

Jezus i bicz

Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni. Mk, 11, 15-19.

Właściwie nie wiadomo, jak określić obecne postępowanie rządów – bezmyślność, ignorancja, tchórzostwo? Na pewno natomiast nastąpiło trwałe oderwanie od prawdziwej rzeczywistości, w tym od potrzeb tych, którzy ich wybrali. W miejsce służby jest narzucanie totalitarnych metod, w miejsce miłości są pokazy pseudosiły, zamiast dawania nadziei jest publiczne prezentowanie bardzo przygnębiających prognoz przez małych ludzi ze zbolałymi, ponurymi minami. Mamy próby ośmieszenia religii przez początkowy nakaz sprawowania Eucharystii przez księdza w maseczce…

Histeria

Stopień emocji w mediach zaczyna zbliżać się do poziomu histerii: liczenie w wypiekami na twarzy liczby zarażonych, zmarłych, rankingi wśród państw, drastyczne opowieści tych, którzy przez „to” przeszli coraz to nowe cudowne środki (tzw. leki na wirusa), ponure miny rządzących, coraz większe środki na bezsensowne testy, wielotysięczne mandaty, a przede wszystkim zapowiedzi dalszego przykręcania śruby w zakresie ograniczania normalnego funkcjonowania gospodarki i ludzi…

W tym całym mętnym potoku wiadomości mniej lub bardziej nieistotnych lub szkodliwych giną rzadkie głosy rozsądku. Jednym z nich był artykuł na portalu PCh24.pl, poświęcony wywiadowi, który udzielił niemiecki naukowiec, prof. Knut Wittkowski (https://www.pch24.pl/kolejny-niemiecki-naukowiec-uwaza–ze-izolacja-spoleczna-to-blad,75169,i.html).

W skrócie, uważa on że cała dotychczasowa strategia postępowania z epidemią, którą stosuje większość państw, jest całkowicie błędna. Zamiast wypracowywać społeczne mechanizmy wykształcania i utrwalania naturalnej odporności na wirusa, próbuje się za wszelką cenę powstrzymać rozprzestrzenianie wirusa, przez co paradoksalnie, wydłuża się czas trwania epidemii. Prof. Wittkowski powiedział m. in.:

Być gotowym

Wracam do pytania z poprzedniego wpisu: czego chce od nas Bóg w obecnym czasie?

Zostawmy na boku dyskusje na temat tego czy On istnieje czy nie, jeżeli zaś istnieje, to dlaczego to się dzieje, itp. Pójdźmy o krok dalej.

W tym momencie większość czytających te słowa zapewne przełączy się na treści łatwe, proste i przyjemne. Ewentualnie zacznie szukać w internecie kolejnej sensacji. Albo śladu tego, że może to się wreszcie kończy – bo krzywa zachowań się wypłaszcza, bo niektóre kraje łagodzą przepisy, bo to i tamto. Mało jest zainteresowanych czymś więcej…

Zbudź się!

„Zbudź się Panie!” To wołanie uczniów z tonącej łodzi powtarza dzisiaj Papież. Ale czy to Pan powinien się zbudzić, czy też raczej powinien to zrobić świat, pogrążony od dawna w mrocznym letargu? Gdy wirus dotarł już na cały świat, zabijając dziesiątki tysięcy, jedyne co mają rządzący do powiedzenia, to że „trzeba wygrać z tym niewidzialnym, bezlitosnym wrogiem, musimy być mocni” czy ewentualnie, z fałszywą troską pochylając się nad milionami, które straciły bądź stracą podstawy utrzymania, obiecują pomoc, która nigdy nie nadejdzie, jak słynny płyn do dezynfekcji z Orlenu, którego nikt nie widział… Albo będzie za mała, albo przyjdzie za późno… Bo nawet najbogatsze państwo nie da rady pomóc wszystkim.

Pokuta i dar łez

Jedni zadają sobie dzisiaj pytanie: gdzie jest Bóg? Czy nas opuścił? Inni miotają się bezradnie, od nadziei do przygnębienia, wyczekując lepszych wieści. Ale są też i tacy, którzy pytają o sens obecnych cierpień: co chciał Bóg do nas przez to powiedzieć? Wiadomo że przemawia On czasem przez zdarzenia gwałtowne i trudne, nic nie dzieje się bowiem przypadkowo. Oczywiście zostanie to zaraz wyszydzone przez tych, którzy alergicznie reagują na wszelką wzmiankę o Bogu czy wierze.

Ale boją się wszyscy jednakowo. Jedni śmierci, inni tego co nastąpi, a szczególnie utraty komfortu, do którego tak przywykli. Jeszcze inni odpowiedzialności za swoje decyzje, które podejmują pełniąc odpowiedzialne funkcje.

Camino

Ostatnio zapisałem się do grupy dyskusyjnej Camino Portuguese na fb. Niestety, nic ciekawego. Cechą charakterystyczną takich grup jest ciągłe wracanie do dawno rozstrzygniętych i wyjaśnionych kwestii, jak np. w jaki sposób uniknąć odcisków i pęcherzy. Po prostu ciągle dochodzą nowi ludzie i chcą wiedzieć, a nie chce się im szukać na forum. Ale trafiłem też na zasadnicze pytanie, zadane przez jakąś dociekliwą duszę: dlaczego idę na Camino?

Decyzje

Dopóki nie decydujesz o tym, czy wybrać dobro czy zło, każda decyzja jest dobra, powiedział mi wczoraj pewien zakonnik. Dziwnym trafem (a może nie dziwnym?) zgodziło mi się to z ostatnimi wypadkami. Zmęczony przedłużającym się czasem wielkiej niepewności i niepokoju w związku z koniecznością podjęcia decyzji mającej wpływ na resztę mojego życia, pomyślałem sobie: przecież nie to jest naprawdę ważne, co ja wybiorę. To wszystko kiedyś przeminie, a zostanę tylko ja i moje życie i to o mnie w rzeczywistości chodzi, a nie o to czy będzie tak czy tak…

Zaczekaj, mówi Pan, zaczekaj na Mnie

Ze wszystkich władz umysłowych najpiękniejszych wrażeń, ale i najwięcej problemów dostarcza wyobraźnia. To ona jest odpowiedzialna za nasze marzenia, chroni przed konsekwencjami błędów, pozwala przewidzieć przykre zdarzenia, artystom dostarcza tematów. Ale ona też powoduje też, że martwimy się niepotrzebnie tym, co dopiero przyjdzie i wracamy, też niepotrzebnie, do zdarzeń, które dawno przeminęły. Jest to potężne narzędzie, w które wyposażył nas Ojciec i które pozwala w pewnym stopniu imitować Jego twórcze działanie.

O czwartej nad ranem

O czwartej nad ranem jest cicho

Jest tylko tykanie budzika 

Jak bicie serca spokojne

 

O czwartej nad ranem samotność

Czyjś oddech dawno już zamarł

To ciepło dawno już zgasło

 

O czwartej nad ranem jest dziwnie

Noc jeszcze wabi i wzywa

Noc jeszcze szepcze utula

 

I wiesz już że chcesz tam pozostać

Zapomnieć porzucić zostawić

Lecz już myśli zlatują się nagle

I szarpią twą duszę bezbronną

 

Więc wołasz dlaczego śpisz Boże?

Ocknij się obudź i obroń!

 

O czasie błogosławiony

Ty przyjdziesz bo Bóg twój jest wierny

I wiesz że zostanie przy tobie 

I wiesz że już nic ci nie grozi

 

Nie zdrzemnie się Ten co cię strzeże

Nad snem twoim pochylony

Jak matka nad swoją dzieciną

Jak słońce twarz jej promienna

 

 

 

 

Korzenie i chwasty

Chyba każdy zna to uczucie. Wracamy ze Mszy św. , modlitwy czy innego wydarzenia o charakterze religijnym. Jesteśmy w podniosłym nastroju, wydaje się, że nikt i nic nie jest w stanie z tego wyrwać. Albo też Bóg dał nam chwilę pocieszenia i wszystkie trudności świata w tym momencie nie istnieją.

Ale mija czasem dzień, czasem godzina, a czasem nawet nie to.

Czy warto?

W dzisiejszym świecie, zdominowanym przez wszechobecną informację, w jej powodzi ginie cokolwiek nie jest sensacją. Może dlatego, że jesteśmy wszyscy w różnym stopniu uzależnieni od codziennej porcji newsów i bez niej czulibyśmy się nieswojo. Jesteśmy ciekawi świata, dbamy o relacje, potrzebujemy wiedzy i nieustannej gimnastyki umysłu.

Kiedyś takie potrzeby też istniały, natura człowieka jest bowiem taka sama, jak tysiąc czy więcej lat temu. Jednak jej zaspokojenie odbywało się sposobami bardziej naturalnymi – ludzie byli bardziej ze sobą, więcej rozmawiali, słuchali opowieści starszych… (Kto teraz słucha opowieści starszych? Tych nudziarzy, oderwanych od życia…)

Opowiadanie Tiana – zakończenie

W tej części opowiadania starałem się w największym możliwym stopniu zachować styl mojego rozmówcy.

Po powrocie do domu zrobili wszystko tak, jak poleciła im dr Xu. Następnego ranka ciocia wstała normalnie, a po przebudzeniu stwierdziła, że ​​tego, co się wczoraj wydarzyło, wcale nie pamięta, z wyjątkiem tego, że nie pojechali do szpitala. Jej nastrój wyraźnie poprawił się. Trzeciego dnia po amnezji sytuacja jej była już całkiem dobra.

Na tym opowieść Tiana nie zakończyła się jednak. Zostałem zasypany gradem pytań.

Od tego miejsca oddaję głos Tianowi.

Opowiadanie Tiana

Był cichy, spokojny wieczór w Qingdao. Siedzieliśmy z Tianem w zacisznym barze i gadaliśmy o tym i owym. Tian jest młodym , trzydziestoparoletnim mężczyzną, na co dzień jeżdżącym najnowszym (i pewnie jednym z droższych) modelem mercedesa. Jest moim dostawcą, ale tego wieczora nie rozmawialiśmy o interesach.

Był akurat w dobrym humorze, bo wygrał ze mną dwie partie bilarda pod rząd. W pewnej chwili niespodziewanie rozpoczął swoją niesamowitą opowieść. Chińczycy nie są zwykle wylewni, toteż nadstawiłem ucha. Opowieść okazała się dość niezwykła, zważywszy na kraj, w którym się działy te dziwne rzeczy, jak i na osoby.

Oto co opowiedział Tian.

O pokorze

Dziwnie pisać na FB o pokorze… Z ciekawości sprawdziłem wpisy na „pokora” i jedyne ślady, na jakie trafiłem, to Magda Pokora, Bartek Pokora, M. Pokora (muzyk)… Czyli jakby nie ten temat 🙂 Tak, obecne czasy nie sprzyjają takim przemyśleniom. Zresztą, prawdę mówiąc, chyba w żadnym czasie nie był to temat na czasie. Siedzę sobie teraz, swoim zwyczajem, w głębokim Średniowieczu  i czytam coś takiego: „W obecnych czasach, gdy wszyscy gonią za majątkiem, sławą, zaszczytami….”

Tęsknota

Camino… Jeden przeczytany wpis na fb i wróciła tęsknota za Drogą. Jak dobrze mieć swoją Drogę, pragnąć jej, wracać do niej, żyć nią. 

Tak naprawdę, to Droga zaczyna się znacznie wcześniej, zanim postawisz pierwsze kroki na jej szlaku. Ona żyje cały czas w twoim sercu i czeka na ten jeden moment, by powrócić i zawołać cię. Nie ma siły, aby się temu wołaniu oprzeć i rani cię to. Ale to, o dziwo, dodaje sił i wzbudza nową nadzieję!

Sprawa milczenia

O. Wojciech Zmudzinski SJ zadał ostatnio w swoim blogu następujące pytanie: Czy mam milczeć wobec zła i niesprawiedliwości, gdy nie potrafię kochać grzesznika i mówić jak Natan, albo tak jak mój były rektor z kolegium w Rzymie? 

Pustelnicy z Pustyni Egipskiej mogliby odpowiedzieć tak:

Zapytano starca, co trzeba robić, aby się zbawić. Starzec robił wtedy plecionkę z palmy i nie odrywając wzroku od pracy odpowiedział: „To, co widzisz”.

Abym się nie bał, Panie

– Co chcesz, abym ci uczynił?
– Abym się nie bał, Panie.
Kto wie, może taka byłaby prośba niejednego z nas…

360 razy na kartach Starego i Nowego Testamentu pojawiają się wezwania do tego, abyśmy się nie lękali. Nie bez powodu… Lęk wpisany jest na sztywno w duszę każdego bez wyjątku człowieka. Boją się wszyscy, choć każdy na swój sposób. Mimo że niektórzy nie przyznają się do tego, nawet przed sobą. Boi się młody, boi się stary, bogaty i biedny, boją się jednakowo mężczyźni i kobiety, ludzie świątobliwi i dranie…

Dlaczego tak jest? Jak zapanować nad lękiem?

Co, jeśli

Niewątpliwie każdy potrzebuje drugiego człowieka, aby przeżyć. Ale teraz chcę się skupić bardziej na stronie duchowej, pozostawiając na boku sprawy współpracy materialnej. Wszyscy autorzy, których poznałem, podkreślają w swoich mądrych tekstach, jak bardzo potrzebujemy kogoś, kto nas zrozumie, wysłucha, czasem pocieszy, czasem przytuli, ale zawsze darzy sympatią. Wszyscy autorzy pomijają jednak milczeniem taką sytuację: co, jeśli ktoś takiej osoby nie ma koło ciebie?

Camino 2019 – jak było

Myślę, że najważniejsze w tej pielgrzymce było to, że w ogóle do niej doszło…

Ciągnące się nieprzerwanie od początku grudnia jedno pasmo chorób stawało się z wolna nie do zniesienia. W porównaniu do ubiegłego roku byłem znacznie słabszy fizycznie, do tego wróciły dawne kontuzje. W ostatniej chwili, jak zawsze, zaatakowały tzw. „przypadki”, czyli np. ropień na dziąśle ostatniego dnia, w sobotę przed wyjazdem. Tylko najwyższa mobilizacja i mój zwykły upór doprowadziły do tego, że zdołałem zacząć i wędrówkę. A i w trakcie nie było wcale mniej ciekawie. „Przypadkowe” skręcenie nogi w kostce czwartego dnia postawiło całą pielgrzymkę pod dużym znakiem zapytania… Pamiętam doskonale, jak dwa lata temu w identycznej sytuacji pewna kobieta z Belgii musiała się spakować i wracać!

No to ruszamy!

Jeszcze tylko sprawdzenie, czy waga plecaka nie przekracza zalecanej – oczywiście, że przekracza 🙂

Jeszcze tylko ostatnie porządki…

Jeszcze tylko obdzwonienie wszystkich dentystów w okolicy i szybka wizyta w gabinecie w celu nacięcia ropnia, który (oczywiście przypadkiem) pojawił się znienacka tej nocy na dziąśle, no i przepisania antybiotyku…

Po tym ostatnim wydarzeniu zwykła słabość pierzchła bez śladu. Wędrówka z otwartym ropniem będzie znacznie ciekawsza, niż tylko z jakąś zwyczajną słabością czy przewlekłą chorobą 🙂 Na poważnie, potrzebna mi była taka dawka adrenaliny. Wzmocniła tylko wolę pójścia i teraz pójdę, nawet z gorączką. Jak trzeba będzie, to na lekach, jak trzeba będzie, to na wózku.

Camino wzywa…

Jutro start z Modlina.

Jezu, ufam Tobie!

 

Przeglądając stronę zgadzasz się na użycie plików cookies Możesz w każdej chwili dokonać zmiany ustawień dla plików cookies.

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Zamknij