Strefa śmierci

W opowiadaniach himalaistów, którzy pobyli dłużej na wysokości ponad 7900 m przewija się jeden ważny motyw. Otóż po jakimś czasie, zależnie od indywidualnych predyspozycji, na skutek niedotlenienia przestaje normalnie funkcjonować mózg. Ludzie zaczynają robić dziwne rzeczy, np. rozbierają się przy trzydziestostopniowym mrozie i wietrze, dostają halucynacji, odmawiają dalszej wędrówki, itp. 

Tam wszystko odbywa się jak w zwolnionym filmie. Czasem pokonanie przewyższenia 10 metrów zajmuje pół godziny, a czasem nawet dłużej. Idzie się w rytmie kilka kroków i odpoczynek, a nawet kilka oddechów – jeden krok. Przebywanie na tej wysokości jest powolnym umieraniem.

Najciekawsze jest jednak to, w jaki sposób poradzili sobie z tym ci, którzy przeżyli.

Najlepsze jest mieć obok siebie inną osobę, która będzie wspierać w razie potrzeby: dodawać otuchy, poganiać, jak trzeba czy też pomagać fizycznie. Choć i to nie jest gwarancją.

Co jednak, gdy nikogo w pobliżu nie ma?

Mądrość ma gorzko-słodki smak

Bóg wyposażył człowieka w pewne podstawowe narzędzia umysłowe, przydatne w życiu codziennym: rozum, pamięć, wyobraźnię. Nie dał mu jednak całkowitej pewności co do tego, jak z nich korzystać, szanując jego wolną wolę. Człowiek jest wolny, nie ma być jedynie zwierzęciem, idącym za popędami czy instynktem ani też bezdusznym automatem, wykonującym ustaloną procedurę. Tak już będzie do końca świata, pomimo starań wszystkich specjalistów od AI czy hybryd typu zwierzę-człowiek albo komputer-człowiek. Na zawsze też niewiadome pozostanie dla niego to, na ile dobre, racjonalne czy moralne wybory podejmuje – okazuje się to dopiero zawsze po fakcie. Jednak Bóg nie zostawił człowieka zupełnie samego. Powiedział: oto dziś kładę przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście (Pwt 30, 15-20). I dał mu swoje przykazania, Pismo i Tradycje.

Dwie siły

Gdy człowiek osiąga pewien wiek, jego życie zaczyna coraz bardziej przypominać film w zwolnionym tempie. To, co kiedyś robił w godzinę i bez wysiłku, teraz zajmuje mu ze dwa razy tyle. Jednak z upływu czasu zdaje sobie sprawę dopiero, gdy zakończy tę czynność i z niedowierzaniem spojrzy na zegarek: to już tak późno? Coraz częściej nachodzi go wszechogarniające zmęczenie, szczególnie wieczorami. To wszystko plus narastające z każdym dniem dolegliwości różnego rodzaju sprawiają, że czuje się sfrustrowany i nieswój.

Kuszenie

Temat pokus i czujności był chyba najczęściej poruszany w tym blogu, ale myślę, że nigdy go za dużo… Na końcu znajduje się wykaz najważniejszych wpisów w tej kwestii. Można sprawdzić, że powtórzeń nie było, raczej było  podejście za każdym razem w trochę inny sposób. I dzisiaj postaram się spojrzeć na całą sprawę jeszcze inaczej, mniej książkowo, a bardziej praktycznie, odwołując się do własnego doświadczenia.

Żyć tu i teraz

Żyć tu i teraz znaczy dla mnie przede wszystkim skupienie na chwili bieżącej. W aktywnym życiu nie oznacza to bynajmniej, że tracę z oczu mój ostateczny cel na Ziemi – zbawienie, ale że zbawienie mogę osiągnąć tylko poprzez dobre wykorzystanie każdej chwili czasu, który został mi dany.

Osoby żyjące w zakonach kontemplacyjnych też są w takiej samej sytuacji, choć ich chwile bieżące wypełnione są w większości trwaniem w Obecności, czyli pozornym nic-nie-robieniem. Jednak i one muszą dobrze wykorzystać darowany im czas.

Chwila bieżąca jest dana tylko raz i więcej się nie powtórzy. To, co się stało, już nie powróci i nie ma sensu rozpamiętywanie tego, co minęło. Tego, co ma przyjść nie znamy i nie mamy na to do końca wpływu. Pozostaje nam tylko ta chwila tu i teraz, ona tylko naprawdę istnieje, reszty już nie ma albo jeszcze nie ma.

Gdzieś głęboko

Gdzieś bardzo głęboko, na samym dnie twojego serca, znajduje się Coś, czego obecności często nie jesteś nawet świadom, choć jest to najważniejsza część ciebie. Jest to dalekie i niejasne wspomnienie Dni, gdy przechadzałeś się z Nim pod innym niebem, w wiecznozielonym ogrodzie, gdy mogłeś rozmawiać z Nim twarzą w twarz…

Zanim obwarowałeś się grubym i twardym murem wszystkich twoich blizn po niezliczonych zranieniach, zanim twoje oczy oślepły od fałszywego blasku marnych błyskotek, które cię otaczają, zanim upadłeś pierwszy raz, mogłeś przez krótką chwilę, jeżeli miałeś to szczęście, widzieć daleki blask tego światła w zaraniu twojej młodości.

Pustelnik i świat

Nie dziwię się Ojcom Pustyni, że tak niechętnie opuszczali swoje odosobnienie. W świecie czuli się źle i niepewnie, czekały na nich nieznane pokusy i rozproszenia.

Pustynia tym się różni od świata, że o ile na świecie jest się zdanym na innych, o tyle na pustyni z  pomocą może przyjść tylko Bóg. Jest się zatem dużo bliżej Niego. Próba jest to trudna, wymaga wielkiego zaufania do Boga, budowanego przez lata. Trwa tam nieustanna walka duchowa, jednak środki którymi pustelnik dysponuje są tylko dwa: praca i modlitwa.

O radości

Tak niedawno to było, a jakże szybko zapomniane… W listopadzie 2013 roku nowo wybrany papież Franciszek ogłosił tekst, będący jego wizją Kościoła: adhortację Ewangelii Gaudium. Pamiętam, jak zachwyciłem się nią. Byłem wtedy świeżo po wydarzeniach, które przewróciły do góry nogami całe moje życie: znalazłem się na samym dnie, ale i poczułem dotyk dłoni Niewidzialnego. Wchłaniałem słowa Franciszka jak gąbka, były jak balsam dla mojej umęczonej duszy. Miałem to szczęście, że mogłem podzielić się swoją radością ze wspólnotą, do której należałem. Nie wiem, czy udało się mi to do końca. Właśnie wtedy, w znudzonych i nieobecnych oczach niektórych (nie wszystkich!) zobaczyłem po raz pierwszy oznaki choroby duszy, toczącej wiele osób pozornie religijnych w naszych czasach.

Powołanie

Czy jest jeszcze ktoś, kto się zastanawia czasami, jakie jest jego powołanie? Większość wzruszy ramionami i wróci do tej czynnej formy zabicia wolnego czasu, nie zawracając sobie głowy bzdurnymi myślami. Inni pomyślą może: nie jestem księdzem czy zakonnicą, co mnie to obchodzi? A przecież powołanie dotyczy każdego człowieka: „[Niech da] wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania” mówi św. Paweł [Ef 1,18], przepiękny tekst czytamy w psalmie 139″Ty sprawiłeś, że myślę i czuję, Utkałeś mnie w łonie mej matki. Dziękuję. Dopracowałeś mnie w każdym szczególe. Cudowne są Twoje dzieła — I moją duszę znasz dokładnie. Żadna moja kość nie uszła Twej uwadze, Choć powstawałem w ukryciu, Tkany w głębiach ziemi. Twoje oczy oglądały mnie w łonie, Na swym zwoju spisałeś me dni, Zaplanowałeś je, zanim którykolwiek zaistniał”. Wiele jest jeszcze innych miejsc, w których jest mowa o Bożym planie wobec nas, zwanym potocznie powołaniem.

Wyjście – metanoia

Wyjście „z Egiptu” to czynność jednorazowa i jest to dopiero początek w drodze do Ziemi Obiecanej. Najważniejsze to zdać sobie sprawę, że podobnie jak Naród Wybrany, my wszyscy też jesteśmy w drodze. I że jest to droga długa i trudna.

Ale wróćmy jeszcze do Wyjścia. Wyjście można porównać do nawrócenia (metanoia). Wielu z nas przeżyło w swoim życiu coś, co można nazwać nawróceniem. Wtedy otwierają się oczy i cały świat zmienia się w jednej chwili. Zaczyna się dostrzegać obecność Boga i swoją niedoskonałość, zaczyna się Go pragnąć, od tej pory chce się za Nim iść. Musi to być w pełni uświadomione, bo jest to czynność rozumu i woli oraz łaski Bożej, nie uczuć.

Dopiero człowiek nawrócony może iść drogą prowadzącą do zbawienia, Ziemi Obiecanej.

Exodus

Nastały czasy trochę apokaliptyczne… Z uwagi na globalizację i rozwój komunikacji społecznej, po raz pierwszy w historii człowieka na Ziemi nastąpiło prawie doskonałe przekształcenie całych społeczności i narodów w jedno-myślące, homogeniczne, a przy tym bierne organizmy, złożone z pojedynczych komórek – osób. Byty te cechuje uzależnienie od informacji, która jest ich pokarmem „duchowym”. Potrzebują jej, ponieważ nie mają kontaktu ze swoim wnętrzem. Nie mają tego kontaktu, bo się go boją. Ich wnętrze, sumienie – głos Boga – wytrąca ich z równowagi, napomina, ostrzega. Dlatego wolą zagłuszać je czymkolwiek: jedni gromadzeniem bogactw, inni pogonią za jakimiś ideami, inni silnymi bodźcami zewnętrznymi, jeszcze innych uzależnia narkotyk władzy czy wpływów. Wspólnym mianownikiem tych ludzi, pozbawionych refleksji nad światem i sobą jest uzależnienie emocjonalne od swoich „zagłuszaczy”, dających im namiastkę życia duchowego, którego organicznie potrzebują, ponieważ są stworzeni na obraz i podobieństwo Boga i Jego potrzebę mają niejako wpisaną w swoją naturę.

Non serviam

Od pewnego człowieka odeszła żona. Gdy dzieci opuściły już dom, po prostu oznajmiła mu, że nigdy go nie kochała i teraz chce się wreszcie realizować. Przez wiele lat żył samotnie i na odludziu, jak pustelnik, dbając o pracę, dom i ogród, aż wreszcie poczuł, że dalsze życie bez drugiego człowieka jest ponad jego siły. Powiedział sobie: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam” (Księga Rodzaju, 2,18). I zaczął narzekać i roztkliwiać się nad sobą i pytać Boga: Dlaczego mi to uczyniłeś? Nikt z osób, które znam w podobnej sytuacji nie żyje sam. Czy nie powinienem znaleźć sobie żony, aby nie zwariować?

Blask zorzy rumiany

Oderwijmy się na chwilę od zgiełku i wrzawy tego świata. Przejdźmy do krainy ciszy, gdzie gości pokój, gdzie można znaleźć odpoczynek i nabrać sił…

Wróćmy zatem teraz do wydarzeń z poprzedniego wpisu. Wraz ze św. Janem od Krzyża spójrzmy też na rzeczywistość oczami człowieka, który jest blisko Boga.

W opisanym zdarzeniu Pan Bóg nie mówi jak zwykle wprost, aby nie było wrażenia nacisku, przymusu czy nakazu. Cytat z Pieśni nad Pieśniami, choć pełen mocy, jest jedynie wskazówką czy przypomnieniem: co jest ważne, czemu należy oddać się całym sercem i na czym owo oddanie polega. Każdy sobie może to zrozumieć po swojemu, ważne tylko aby poddał się urokowi tego cudownego, pełnego żaru, starodawnego tekstu. Warto do niego wracać jak najczęściej.

Bóg żyje

Wczoraj, gdy modliłem się i prosiłem Pana o to, aby wyjaśnił mi czym jest miłość,  dał mi taki  znak.  Nastepnego dnia, pierwszy tekst czytań,  jaki zobaczylem był:

Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak otchłań; żar jej to żar ognia, płomień Pana. Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki. Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko.

Największa radość

Niech człowiek trwa w wolności od obrazów i przy­wiązań, bo w tym jest największa radość. H. Suzo.

Te słowa czternastowiecznego mnicha i kaznodziei mogą dzisiaj budzić u większości co najwyżej wzruszenie ramion, jeżeli nie bardziej emocjonalną, negatywną reakcję.

Dzisiejszy człowiek do tego stopnia trwa w niewoli „obrazów”, że przeniesiony nagle do świata ciszy i braku innych fizycznych bodźców nie przetrwałby tam długo. Jego zmysły potrzebują nieustannie czegoś nowego. Jego myśli błądzą bez chwili przerwy, przeskakując od zdarzeń dawno przeszłych do tych, które może nigdy nie zaistnieją, ale już teraz absorbują jego całą uwagę i wolę. To wszystko są owe obrazy i przywiązania Suzona.

Histeria

Stopień emocji w mediach zaczyna zbliżać się do poziomu histerii: liczenie w wypiekami na twarzy liczby zarażonych, zmarłych, rankingi wśród państw, drastyczne opowieści tych, którzy przez „to” przeszli coraz to nowe cudowne środki (tzw. leki na wirusa), ponure miny rządzących, coraz większe środki na bezsensowne testy, wielotysięczne mandaty, a przede wszystkim zapowiedzi dalszego przykręcania śruby w zakresie ograniczania normalnego funkcjonowania gospodarki i ludzi…

W tym całym mętnym potoku wiadomości mniej lub bardziej nieistotnych lub szkodliwych giną rzadkie głosy rozsądku. Jednym z nich był artykuł na portalu PCh24.pl, poświęcony wywiadowi, który udzielił niemiecki naukowiec, prof. Knut Wittkowski (https://www.pch24.pl/kolejny-niemiecki-naukowiec-uwaza–ze-izolacja-spoleczna-to-blad,75169,i.html).

W skrócie, uważa on że cała dotychczasowa strategia postępowania z epidemią, którą stosuje większość państw, jest całkowicie błędna. Zamiast wypracowywać społeczne mechanizmy wykształcania i utrwalania naturalnej odporności na wirusa, próbuje się za wszelką cenę powstrzymać rozprzestrzenianie wirusa, przez co paradoksalnie, wydłuża się czas trwania epidemii. Prof. Wittkowski powiedział m. in.:

Być gotowym

Wracam do pytania z poprzedniego wpisu: czego chce od nas Bóg w obecnym czasie?

Zostawmy na boku dyskusje na temat tego czy On istnieje czy nie, jeżeli zaś istnieje, to dlaczego to się dzieje, itp. Pójdźmy o krok dalej.

W tym momencie większość czytających te słowa zapewne przełączy się na treści łatwe, proste i przyjemne. Ewentualnie zacznie szukać w internecie kolejnej sensacji. Albo śladu tego, że może to się wreszcie kończy – bo krzywa zachowań się wypłaszcza, bo niektóre kraje łagodzą przepisy, bo to i tamto. Mało jest zainteresowanych czymś więcej…

Zbudź się!

„Zbudź się Panie!” To wołanie uczniów z tonącej łodzi powtarza dzisiaj Papież. Ale czy to Pan powinien się zbudzić, czy też raczej powinien to zrobić świat, pogrążony od dawna w mrocznym letargu? Gdy wirus dotarł już na cały świat, zabijając dziesiątki tysięcy, jedyne co mają rządzący do powiedzenia, to że „trzeba wygrać z tym niewidzialnym, bezlitosnym wrogiem, musimy być mocni” czy ewentualnie, z fałszywą troską pochylając się nad milionami, które straciły bądź stracą podstawy utrzymania, obiecują pomoc, która nigdy nie nadejdzie, jak słynny płyn do dezynfekcji z Orlenu, którego nikt nie widział… Albo będzie za mała, albo przyjdzie za późno… Bo nawet najbogatsze państwo nie da rady pomóc wszystkim.

Pokuta i dar łez

Jedni zadają sobie dzisiaj pytanie: gdzie jest Bóg? Czy nas opuścił? Inni miotają się bezradnie, od nadziei do przygnębienia, wyczekując lepszych wieści. Ale są też i tacy, którzy pytają o sens obecnych cierpień: co chciał Bóg do nas przez to powiedzieć? Wiadomo że przemawia On czasem przez zdarzenia gwałtowne i trudne, nic nie dzieje się bowiem przypadkowo. Oczywiście zostanie to zaraz wyszydzone przez tych, którzy alergicznie reagują na wszelką wzmiankę o Bogu czy wierze.

Ale boją się wszyscy jednakowo. Jedni śmierci, inni tego co nastąpi, a szczególnie utraty komfortu, do którego tak przywykli. Jeszcze inni odpowiedzialności za swoje decyzje, które podejmują pełniąc odpowiedzialne funkcje.

Decyzje

Dopóki nie decydujesz o tym, czy wybrać dobro czy zło, każda decyzja jest dobra, powiedział mi wczoraj pewien zakonnik. Dziwnym trafem (a może nie dziwnym?) zgodziło mi się to z ostatnimi wypadkami. Zmęczony przedłużającym się czasem wielkiej niepewności i niepokoju w związku z koniecznością podjęcia decyzji mającej wpływ na resztę mojego życia, pomyślałem sobie: przecież nie to jest naprawdę ważne, co ja wybiorę. To wszystko kiedyś przeminie, a zostanę tylko ja i moje życie i to o mnie w rzeczywistości chodzi, a nie o to czy będzie tak czy tak…

Czy warto?

W dzisiejszym świecie, zdominowanym przez wszechobecną informację, w jej powodzi ginie cokolwiek nie jest sensacją. Może dlatego, że jesteśmy wszyscy w różnym stopniu uzależnieni od codziennej porcji newsów i bez niej czulibyśmy się nieswojo. Jesteśmy ciekawi świata, dbamy o relacje, potrzebujemy wiedzy i nieustannej gimnastyki umysłu.

Kiedyś takie potrzeby też istniały, natura człowieka jest bowiem taka sama, jak tysiąc czy więcej lat temu. Jednak jej zaspokojenie odbywało się sposobami bardziej naturalnymi – ludzie byli bardziej ze sobą, więcej rozmawiali, słuchali opowieści starszych… (Kto teraz słucha opowieści starszych? Tych nudziarzy, oderwanych od życia…)

O pokorze

Dziwnie pisać na FB o pokorze… Z ciekawości sprawdziłem wpisy na „pokora” i jedyne ślady, na jakie trafiłem, to Magda Pokora, Bartek Pokora, M. Pokora (muzyk)… Czyli jakby nie ten temat 🙂 Tak, obecne czasy nie sprzyjają takim przemyśleniom. Zresztą, prawdę mówiąc, chyba w żadnym czasie nie był to temat na czasie. Siedzę sobie teraz, swoim zwyczajem, w głębokim Średniowieczu  i czytam coś takiego: „W obecnych czasach, gdy wszyscy gonią za majątkiem, sławą, zaszczytami….”

Sprawa milczenia

O. Wojciech Zmudzinski SJ zadał ostatnio w swoim blogu następujące pytanie: Czy mam milczeć wobec zła i niesprawiedliwości, gdy nie potrafię kochać grzesznika i mówić jak Natan, albo tak jak mój były rektor z kolegium w Rzymie? 

Pustelnicy z Pustyni Egipskiej mogliby odpowiedzieć tak:

Zapytano starca, co trzeba robić, aby się zbawić. Starzec robił wtedy plecionkę z palmy i nie odrywając wzroku od pracy odpowiedział: „To, co widzisz”.

Abym się nie bał, Panie

– Co chcesz, abym ci uczynił?
– Abym się nie bał, Panie.
Kto wie, może taka byłaby prośba niejednego z nas…

360 razy na kartach Starego i Nowego Testamentu pojawiają się wezwania do tego, abyśmy się nie lękali. Nie bez powodu… Lęk wpisany jest na sztywno w duszę każdego bez wyjątku człowieka. Boją się wszyscy, choć każdy na swój sposób. Mimo że niektórzy nie przyznają się do tego, nawet przed sobą. Boi się młody, boi się stary, bogaty i biedny, boją się jednakowo mężczyźni i kobiety, ludzie świątobliwi i dranie…

Dlaczego tak jest? Jak zapanować nad lękiem?

Co, jeśli

Niewątpliwie każdy potrzebuje drugiego człowieka, aby przeżyć. Ale teraz chcę się skupić bardziej na stronie duchowej, pozostawiając na boku sprawy współpracy materialnej. Wszyscy autorzy, których poznałem, podkreślają w swoich mądrych tekstach, jak bardzo potrzebujemy kogoś, kto nas zrozumie, wysłucha, czasem pocieszy, czasem przytuli, ale zawsze darzy sympatią. Wszyscy autorzy pomijają jednak milczeniem taką sytuację: co, jeśli ktoś takiej osoby nie ma koło ciebie?

Przeglądając stronę zgadzasz się na użycie plików cookies Możesz w każdej chwili dokonać zmiany ustawień dla plików cookies.

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Zamknij