W opowiadaniach himalaistów, którzy pobyli dłużej na wysokości ponad 7900 m przewija się jeden ważny motyw. Otóż po jakimś czasie, zależnie od indywidualnych predyspozycji, na skutek niedotlenienia przestaje normalnie funkcjonować mózg. Ludzie zaczynają robić dziwne rzeczy, np. rozbierają się przy trzydziestostopniowym mrozie i wietrze, dostają halucynacji, odmawiają dalszej wędrówki, itp.
Tam wszystko odbywa się jak w zwolnionym filmie. Czasem pokonanie przewyższenia 10 metrów zajmuje pół godziny, a czasem nawet dłużej. Idzie się w rytmie kilka kroków i odpoczynek, a nawet kilka oddechów – jeden krok. Przebywanie na tej wysokości jest powolnym umieraniem.
Najciekawsze jest jednak to, w jaki sposób poradzili sobie z tym ci, którzy przeżyli.
Najlepsze jest mieć obok siebie inną osobę, która będzie wspierać w razie potrzeby: dodawać otuchy, poganiać, jak trzeba czy też pomagać fizycznie. Choć i to nie jest gwarancją.
Co jednak, gdy nikogo w pobliżu nie ma?