„Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” (Mk 12, 28)
„Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!” (Mk 10, 21)
Jak ma rozumieć tak radykalne wezwania zwykły człowiek, którego umysł jest nieustannie zaprzątnięty troską o sprawy tego świata – ważne sprawy ? Co to znaczy: „całym swoim sercem” ? Co znaczy: „sprzedaj [zostaw to] wszystko, co masz” ?
Zwróćmy uwagę na trzykrotnie użyte słowo „całym” w najważniejszym z przykazań. Trzykrotne użycie tego słowa (liczba trzy jest synonimem pełni i jedności) nadaje przykazaniu szczególnie uroczysty i dobitny charakter. Przykazanie mówi, że bezwzględne pierwszeństwo w życiu mają sprawy odnoszące się do relacji z Bogiem.
„Sam Bóg wystarczy !” pisze św. Teresa w swoim słynnym wierszu. Jest najpierw Bóg, ale ponieważ Bóg jest nieogarniony, zostaje „tylko Bóg”. Czyli w sprawach duchowych nie ma kompromisu.
Nie oznacza to oczywiście, że sprawy tego świata są nieważne. Są tylko drugie w kolejności. W kwestii spraw materialnych, odnoszących się do tego świata, wystarczy okazywać sobie/swoim bliźnim szacunek, należny dziecku Boga oraz, na wzór Boga, miłość i miłosierdzie.
„Zostawić to wszystko” z drugiego cytatu odnosi się raczej do duchowej niż do materialnej części jego natury, do jego relacji z Bogiem, konkretnie do rozmowy z Nim, do stanięcia przed Nim w modlitwie. W sprawach materialnych w zdecydowanej większości Bóg nie oczekuje od nas aż tak wielkiej ofiary i takie postępowanie nie byłoby roztropne.
Zostawienie „wszystkiego” w modlitwie jest najważniejszym warunkiem dobrej modlitwy i oznacza wypuszczenie z rąk tego, co mnie krępuje, trzyma, wiąże. Oznacza uznanie za nieważne wszystkiego innego poza Bogiem, dlatego tak ważne jest, aby stając przed Bogiem, zdawać sobie sprawę, z Kim ma się do czynienia.
Stanięcie przed Bogiem przypomina mi stanięcie w nieprzeniknionych ciemnościach nad brzegiem bezdennej przepaści… Czyż tak nie jest w istocie ? Czyż wiara nie jest ciemnością ? Inaczej byłaby wiedzą… Czyż Bóg nie jest bezdenny, niezmierzony, nieogarniony ? Inaczej sprowadziłbym Go do rozmiarów stworzenia…
Ale to nie wszystko. Stanięcie nad przepaścią i zrobienie kroku w otchłań całkowitej ciszy i ciemności wiary, może skończyć się tragicznie… Nie w tym przypadku – On czeka na mój krok i wyciąga ku mnie swoje ramiona. Jak można pójść za Nim i nie zrobić tego kroku ?
Zostawić to wszystko… Puścić bezpieczną poręcz spraw tego świata, nawet poręcz słów innych niż JEZUS, poręcz bezpieczną, ale zamykającą drogę do Niego. Poczuć ten moment utraty gruntu pod nogami, tej błogiej równowagi, pewności, całego wyjaśnienia sensu świata i mojego życia… Cóż to jest wszystko warte, gdy idzie się do Nieskończoności ?? Gdy nie zrobię tego kroku, zostanę w miejscu i będzie to spotkanie z sobą samym, swoimi myślami i wyobrażeniami… A to jest „marność nad marnościami, wszystko marność…”
Dopiero gdy zdobędę się na odwagę pójścia w ciemność za Nim, gdy zaufam Mu całkowicie, całym sercem, prawdziwie zrozumiem słowa: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.”
Ta bezkompromisowość jest potrzebna do realizacji drugiego przykazania, jest inspiracją i daje siłę: „Prowadź mnie ścieżką Twoich przykazań, bo ja się nimi raduję” (Ps 119, 35). Gdy czasem udaje mi się zrobić ten krok, widzę wyraźniej, na czym polega „pójście za Nim” – w świecie. Po prostu jestem bardziej sobą, żyję w pełni.
Tak sprawy ludzkie przeplatają się ze sprawami boskimi… Nie da się ich oddzielić od siebie.
fot: http://joemonster.org/art/34524
oraz Wikipedia Vikos Gorge